To już ceremoniał. Co roku o północy w Muzeum Powstania Warszawskiego premiera teatralna. Tym razem Agnieszka Glińska opowiada o najmłodszych uczestniczkach walk, które z bliska wyglądają trochę inaczej niż w popularnych piosenkach z tamtych czasów.
Lubię te pierwszosierpniowe premiery. Przed północą miasto już powoli cichnie, ale jeszcze nie zasypia. Jeszcze tu i ówdzie palą się znicze, przypominające, że nasze miasto było cmentarzem. Za dnia oficjalne uroczystości na Cmentarzu Powązkowskim (tym razem bez buczenia i bez gwizdów), przed zmierzchem wspólne śpiewy na placu Piłsudskiego (w tym roku przyszły tłumy niebywałe), a teraz już spokój, cisza.
Spory towarzyszące tegorocznym obchodom straciły sens. Może dopiero teraz jest odpowiednia chwila, by pomyśleć o tym, co wydarzyło się 72 lata temu? Spektakle w muzeum, co roku przygotowywane przez innego reżysera (tak się składa, że są to w większości laureaci naszych Paszportów) pobudzają do refleksji, stawiają trudne pytania. Potem trudno zasnąć, mimo że pora późna.
Agnieszka Glińska nie nazywa swej pracy spektaklem. To raczej coś w rodzaju instalacji teatralnej. W Sali pod Liberatorem nie ma podziału na scenę i widownię. W trakcie przedstawienia wykonawcy i widzowie mieszają się, są takie momenty, kiedy dokładnie nie wiemy, czy stojąca w pobliżu dziewczyna to na pewno aktorka. O to właśnie chodziło Glińskiej: chciała, byśmy stanęli tuż obok bohaterek. Jak mówiła: „Próbujemy pobyć blisko nich, dać im swoją uwagę, a przede wszystkim – przywołać w pamięci”.
Tytuł „Gdzie idziesz, dziewczynko” został zaczerpnięty ze wspomnień Krystyny Zachwatowicz: została posłana w miejsce, gdzie już byli Niemcy, gdyby nie przytomna przestroga lepiej zorientowanego powstańca, zapewne by zginęła. Ale tytułowe pytanie można potraktować też bardziej metaforycznie: gdzie idziesz, dlaczego idziesz, czy wiesz, że to jest wojna naprawdę i możesz w każdej chwili zginąć? Dziewczynko? Sanitariuszko, łączniczko, harcerko.
Glińska korzystała z zapisów archiwalnych oraz z książki Weroniki Grzebalskiej „Płeć powstania warszawskiego”. Ale są jeszcze przejmujące wiersze Anny Świrszczyńskiej, które czyta w prologu Łukasz Lewandowski, pełniący w tym przedstawieniu rolę mistrza ceremonii oraz naszego przewodnika po przestrzeni muzeum. To ważna rola. Najważniejsze są jednak dziewczyny. Nie wiem, jak wyglądały próby, ale wykonawczynie sprawiają wrażenie, jakby emocjonalnie od dawna były gotowe do swych ról. Grają przejmująco, nawet z pewną nadekspresją w scenach zbiorowych (autorką choreografii jest Weronika Pelczyńska), by diametralnie zmienić ton, kiedy czytają dramatyczne relacje „dziewczynek”. Także bardzo osobiste, np. dotyczące kwestii relacji męsko-damskich.
Glińska nie chce zabierać głosu w kwestii, czy powstanie miało sens czy nie. Od tego są inni. Ona próbuje jedynie przywrócić pamięci „dziewczynki”, owe „morowe panny”, które często bywają traktowane jak ozdobniki, umilające znojny wojenny trud wojującym mężczyznom. Powstanki, pada taka nazwa, mają problem z ciałem, z płcią, by odwołać się do tytułu książki Grzebalskiej. Znalazły się na polu walki w sukienkach, w których mogłyby pójść na randkę. Przed powstaniem kobiety w Warszawie nie nosiły bowiem spodni. Oczywiście, chcą ładnie wyglądać, bo są kilkunastoletnimi dziewczynami. Chcą się podobać kolegom z oddziału. Ale czy flirt z rannym powstańcem można prowadzić wbrew własnej woli? Jak w piosence – „a gdy cię trafi kula jaka, poprosisz pannę, da ci buziaka…”. Nie, te panienki najwyraźniej nie chcą rozdawać buziaków na zawołanie.
Spektakl jest krótki, trwa zaledwie czterdzieści parę minut. Może za krótko? Z pewnością relacji „dziewczynek” wystarczyłoby na więcej. Może Glińska poświęci kiedyś „powstankom” pełnowymiarowe przedstawienie?
PS Powinienem chyba wytłumaczyć się z długiej nieobecności w tym miejscu. Powiem więc najkrócej: przerwa w prowadzeniu bloga spowodowana była chorobą.
3 sierpnia o godz. 20:32 1070
Czasem żałuję, że nie mieszkam w Warszawie, bo z opisu wynika, że spektakl naprawdę wart był obejrzenia.
PS. Gospodarzowi bloga życzę dużo zdrowia i częstszych wpisów.
9 sierpnia o godz. 19:55 1071
Panie gospodarzu.Prawda tak powinniśmy obchodzić tą chyba najsmutniejszą rocznicę.Ci co tam byli i przeżyli i ci co nie przeżyli nie pytali się o opcje polityczne.Dzisiaj politycy narobili takiego bigosu,wykluczyli z pamięci ludzi,którzy im nie pasowali.Wprowadzili tragicznie zmarłych ,którzy z Powstaniem w czasie jego trwania nie mieli nic wspólnego.To była chyba po raz pierwszy obchodzona rocznica dzieląca polaków.”Schizofremia”