WIDZIMISIE - blog Zdzisława Pietrasika WIDZIMISIE - blog Zdzisława Pietrasika WIDZIMISIE - blog Zdzisława Pietrasika

3.09.2016
sobota

Artyści, czyli jesteśmy w domu

3 września 2016, sobota,

„Artyści” to nie jest artystowski film o artystach. To normalny serial o ludzkich sprawach, z tą różnicą, że miejscem akcji jest teatr.

Nie ma czym się chwalić, ale nie jestem fanem seriali, a już polskich w szczególności. Prawdę mówiąc, ostatnią krajową produkcją, którą oglądałem w całości, był „Dom” Jana Łomnickiego sprzed tylu lat, że już nawet wstyd wspominać.

Ale co się okazało? Czytam wywiad z Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim, twórcami „Artystów”, a oni – co za zaskoczenie – przyznają, że wzorowali się także na „Domu”, nie licząc oczywiście zagranicznych seriali. I to widać już w pierwszym odcinku, poczynając od postaci portiera, który nazywa się bodaj Popiół (Edward Lubaszenko-Linde), i zapewne odegra rolę podobną do tej, jaką odegrał pan Popiołek, dozorca z „Domu”, grany przez niezapomnianego Wacława Kowalskiego.

Takich aluzji i zapożyczeń jest zresztą więcej, poprzestańmy więc tylko na jeszcze jednym przykładzie – oto kierownik pionu technicznego w teatrze nazywa się Arabski, co nowemu dyrektorowi jak najsłuszniej myli się z Tureckim (tym z kabareciku Olgi Lipińskiej). Lubię takie zabawy cytatami, myślę, że widzowie również. Jeśli zechcą serial oglądać, a szansa jest spora, ponieważ godzina emisji (piątek, TVP 2, godz. 22.20) nie odstrasza.

Jak to dobrze, iż Monika Strzępka spowodowała, że prezes Kurski zrezygnował z pierwotnego terminu (poniedziałek przed północą), który ograniczyłby liczbę widzów do minimum, co wcześniej w publicznej spotkało wiele ambitnych przedsięwzięć.

Najgorzej brzmi tytuł – „Artyści”, który może zniechęcać, skoro zewsząd słychać, a i widać, iż opinia publiczna z artystami się nie liczy. Nie wspominając o władzy, czego ostatnio mamy liczne dowody. Ale zapewniam, to nie jest artystowski film o artystach! To normalny serial o ludzkich sprawach, z tą różnicą, że akcja toczy się w teatrze. No i będzie osiem odcinków, a nie tysiąc pięćset, ale to tylko działa na korzyść pomysłu duetu Strzępka-Demirski.

Akcja zaczyna się od samobójczej śmierci dyrektora Teatru Popularnego (zdjęcia kręcono w znajdującym się w Pałacu Kultury Teatrze Dramatycznym), a następnie napięcie rośnie. W konkursie na następcę wygrywa kandydat z prowincji. Chłopak z osiedla, jak sam o sobie mówi, mamy zatem dodatkowo wątek klasowy, raczej niepojawiający się w rodzimych bezkonfliktowych tasiemcach. Nowicjusz wchodzi w zastane struktury, jest obcy, wszyscy, od portiera poczynając, traktują go nieufnie. A już najbardziej „znany” reżyser, który właśnie przygotowuje kolejną „wybitną” premierę: z daleka widać, że chała, ale publiczność premierowa jest zachwycona, bije brawo, i obowiązkowo – jak to od kilku sezonów w Warszawie się przyjęło – wstaje z miejsc.

Gwiazdy też muszą dać do zrozumienia, że z nimi trzeba się liczyć. Skądś to znamy. To, w sensie dramaturgicznym, bardzo poręczna figura „nowego”, który przychodzi, aby zaprowadzić ład i sens, a na starcie wszystkich ma przeciwko sobie. Z nielicznymi wyjątkami.

Podstawowym zadaniem twórców w takich przypadkach jest przekonanie widzów, że warto temu nowemu kibicować. Stanąć po jego stronie. I to się doskonale udało, także za sprawą grającego dyrektora Marcina Czarnika. To świetny aktor, bardzo zapracowany przez kilka sezonów, ostatnio troszkę zwolnił, a teraz przypomina się z jak najlepszej strony.

W ogóle aktorstwo jest mocną stroną serialu, w dodatku realizatorzy trochę bawią się przyzwyczajeniami widzów, obsadzając wykonawców, z którymi wcześniej pracowali w różnych teatrach w Polsce, nie całkiem w zgodzie z ich emploi. Przykładowo Ewa Dałkowska gra sprzątaczkę rozmawiającą z duchami zmarłych (a w każdym porządnym starym teatrze są duchy), zaś była dyrektor teatru Studio Agnieszka Glińska – nerwową księgową.

W tytule napisałem „dom” małą literą i bez cudzysłowu, ponieważ moim zdaniem odnajdujemy w „Artystach” sytuacje nie tylko z legendarnego serialu, ale z każdego z naszych współczesnych domów. Chciałoby się powiedzieć: inteligencka robota, jeżeli to dzisiaj jeszcze coś znaczy.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 4

Dodaj komentarz »
  1. Wielka szkoda w takim razie. Bo przecież nie oglądamy telewizji pana Kurskiego, do czego wszystkich zachęcam, jeśli jeszcze tego nie zrobili.

  2. Nic nie znaczy.

  3. Obejrzałem pierwszy odcinek i czegoś mi jednak zabrakło. Spodziewałem się czegoś w klimacie Carnivàle i Króla Ubu w jednym. Mimo to uważam, że i tak jest nieźle.

  4. Serial zaczęłam oglądać od drugiego odcinka; pierwszy przegapiłam, bo raz, że nie było mnie w tym czasie w domu, a dwa, że nawet gdybym była, to i tak nie wiedziałam o jego emisji, bo w programie II TV nie widziałam żadnych zapowiedzi. Normą jest, że każdy nowy serial jest bardzo mocno promowany. W tym wypadku zupełna cisza. A przecież to chyba był pomysł nowej ekipy TV, ale może się mylę. Tak czy owak wart pochwały. A może efekt finalny nie przypadł dyrekcji do gustu ? Ale jeżeli zatrudnia się Demirskiego i Strzępke, to raczej wiadomo po co. Prawdę mówiąc, ta późna godzina emisji, czyli 22.20 jakoś pasuje do klimatu filmu. Pan Redaktor pisze, że to normalny serial. Niby normalny, ale nie całkiem, bo czy Paweł Demirski i Monika Strzępka tworzą ” normalne” rzeczy ? Moim zdaniem na szczęście nie. Serial jest znakomity, pierwszy odcinek obejrzałam w necie. Dialogi znakomite, akcja wciąga i nie wiadomo , co się tam jeszcze wydarzy. Wcale nie jest powiedziane, że dyrektor Marcin Konieczny poradzi sobie w tym bałaganie. Na razie czekam, co będzie ze zwolnionym portierem Popiełem , czy były piłkarz da sobie spokój z młodą aktorką, a przede wszystkim skąd wziąć pieniądze na nową premierę.
    Film jest wprawdzie kolorowy, ale jakiś taki przyczerniony, poszarzały, no i znakomite zdjęcia; to wszystko potęguje atmosferę niepewności. Zachęcam jeszcze nie oglądających.

css.php