Na festiwalu w Gdyni obejrzeliśmy najnowszy film Andrzeja Wajdy „Powidoki”. Nie jest to bynajmniej ostatnie dzieło 90-letniego mistrza. Jak powiedział bowiem producent Michał Kwieciński, Wajda dopiero się rozkręca.
Wprawdzie Wajda obchodził urodziny pół roku temu, lecz organizatorzy festiwalu z okazji krajowej premiery filmu przygotowali coś w rodzaju finisażu. Na widowni Teatru Muzycznego nie było ani jednego wolnego miejsca, a jak Wajda powiedział na wstępie, nie ma dla reżysera większej nagrody niż widok zapełnionej sali. Mistrz powitany długotrwałymi oklaskami zasiadł na okazałym fotelu (prawie tronie), na scenę weszli zaś jego aktorzy, którzy wygłaszali autorskie laudacje w różnej tonacji. Od bardzo serio (Maja Komorowska i Andrzej Seweryn) do niemalże żartobliwych (Robert Więckiewicz i Bogusław Linda). Powtarzały się zdania o szkole polskości, o czytaniu historii i mądrym patriotyzmie. I oczywiście o niezwykłej intuicji w doborze aktorów, co było samochwalstwem, ale podanym z odpowiednią dawką ironii. Wspomniany już producent Michał Kwieciński zakończył wystąpienie prośbą: Szanujmy Andrzeja Wajdę!
Zapewne miał to być głos polemiczny wobec prób dyskredytowania artysty przez „młodych bezkompromisowych”, którzy nie mogą mu wybaczyć, że tworzył swe filmy w czasach PRL. Sam Wajda nieraz odpowiadał na podobne zarzuty, nawet niepytany – tłumacząc, iż po prostu innej Polski nie było. Ale najlepszą odpowiedzią na tego rodzaju zarzuty są filmy, bez których trudno wyobrazić sobie polską kinematografię i nasze myślenie o polskim losie. To „Popiół i diament”, „Kanał”, „Lotna”, „Popioły”, „Wesele” umeblowały nam narodową wyobraźnię. I jednocześnie potrafiły opowiedzieć o nas Europie.
„Powidoki” to czterdziesty film Wajdy. Bardzo ważny także z tego powodu, że opowiada o artyście. O wybitnym malarzu awangardowym Władysławie Strzemińskim, który w pierwszych latach powojennych nie chciał przystąpić do socrealizmu. W młodości był rewolucjonistą, ale teraz już nie ma ochoty, zbyt ceni sobie niezależność. Importowana ze Związku Radzieckiego doktryna jest dla niego wręcz zaprzeczeniem sztuki. I za tę postawę spotykają go szykany. Traci pracę w łódzkiej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, którą zakładał i gdzie był uwielbiany przez studentów. Zostaje wyrzucony ze związku plastyków, nie może więc nawet kupić farb. Nie pracuje etatowo, nie ma zatem kartek na żywność. „Kto nie pracuje, ten nie je” – dowie się w sklepie mięsnym. Jednocześnie prześladuje go Urząd Bezpieczeństwa, zaś nie wszyscy koledzy z uczelni zachowują się lojalnie. Rektor ślepo realizuje wytyczne ministerstwa kultury. Słowem: mamy tu z jednej strony studium niszczenia (w jak najbardziej dosłownym sensie) artysty niezależnego, z drugiej zaś przykłady uległości tych, którzy dla doraźnych korzyści służą doktrynie, nawet jeśli w istocie w nią nie wierzą. (Choć to zupełnie inne realia, przypomina się „Uległość” Houelbecqa).
O tym, jaki to film, napiszemy szczegółowo w połowie stycznia, kiedy „Powidoki” trafią do kin. Na razie mogę jedynie zdradzić, iż najbardziej wajdowska, w poetyce obrazu i symbolice, jest ostatnia scena. Szare miasto Łódź, szarzy ludzie idący do pracy (zdaje się, że słychać głos fabrycznej syreny): wchodzi ich w kadr coraz więcej i więcej, lecz nie dostrzegają Strzemińskiego, który za chwilę zemdleje w oknie wystawowym, gdzie przygotowywał dekorację. (Innych prac nie pozwolono mu wykonywać). Wielki artysta odchodzi samotnie, odrzucony, sponiewierany, chory, głodny, a może wręcz umierający z głodu… Taki też był los twórców w PRL. Więc lepiej nie uogólniać, że najlepiej powodziło im się za komuny i teraz też by chcieli mieć tak samo.
23 września o godz. 14:58 1105
„Na razie mogę jedynie zdradzić, iż najbardziej wajdowska, w poetyce obrazu i symbolice, jest ostatnia scena. Szare miasto Łódź, szarzy ludzie idący do pracy (zdaje się, że słychać głos fabrycznej syreny): wchodzi ich w kadr coraz więcej i więcej, lecz nie dostrzegają Strzemińskiego, który za chwilę zemdleje w oknie wystawowym, gdzie przygotowywał dekorację.”
Po kilkudziesięciu latach. od przedstawionej przez Wajdę sceny, absolwenci uczelni , którą stworzyl mit Strzemińskiego, emigranci zarobkowi, dekorują okna wystawowe Chicago, Nowego Jorku , Londynu w których przygotowują dekoracje.
23 września o godz. 21:08 1107
„Wielki artysta odchodzi samotnie, odrzucony, sponiewierany, chory, głodny, a może wręcz umierający z głodu… Taki też był los twórców w PRL.”
Naprawdę taki los? To co tam robił pan Wajda? A może on nie był wielkim artystą?
24 września o godz. 0:30 1108
„Mlodzi bezkompromisowi” czy mlodzi bezmozgowi? Kilka pokolen pozbawionych filmow Wajdy i dziel innych wybitnych tworcow z czasow PRL to niewyobrazalny koszmar. I co mialoby teraz z takiej pustki powstac? Na kazdy nowy film Wajdy czekalismy niecierpliwie i teraz jest tak samo.
24 września o godz. 2:40 1109
No ale Wajdy …taki los nie spotkał.
I to chyba najlepsza pueta.
24 września o godz. 8:31 1110
‚Młodzi bezkompromisowi” mają filozofię Józefa Dżugaszwili Stalina- Wujka Soso, jak kto woli. Albo Mao Tse Tunga z epoki rewolucji kulturalnej. Andrzej Wajda jest ikoną sztuki filmowej dla cywilizowanego świata. Młodzi humbejwini myślą /?/ inaczej.
24 września o godz. 15:11 1111
Pana Wajdę należy kochać.I olewać ciepłym moczem Jego wrogów.
25 września o godz. 9:30 1112
Kapelusz z glowy przed Wajda. Wielki czlowiek kina. Artysta i patriota polski. JB.
25 września o godz. 18:31 1113
Wajda widzi analogie pomiędzy obecną sytuacją Polski a okresem stalinowskim. Faktycznie, historia lubi się powtarzać, tylko czasy są już inne, świat gna do przodu i żaden Kaczyński go nie powstrzyma.
25 września o godz. 21:55 1114
Tworczosc pana Andrzeja Wajdy mowi sama za siebie. Najnowszy obraz to czterdziesty.To historia polskiej kinematigrafii, w ktorej pan Andrzej Wajda to Mistrz nad Mistrze.
Niezyjacy szwedzki rezyser Ingmar Bergman uwielbial filmy pana Andrzeja Wajdy, ktorego „Dyrygent” byl dzielem na liscie tzw. 11 bergmanowskiej, obok takich dziel jak „Rashomon”Akiry Kurosawy, „La Strada” Federico Felliniego czy tez „La passion de Jeanne d´Arc” Carla Th.Dreyera.(Bergman´s List, ed.Gunnar Bergdahl, 1994, foreword: Woody Allen)
W pazdzierniku bedziemy obchodzic 50. rocznice od premiery filmu „Persona” Ingmara Bergmana, zdjecia (czarno-biale) Svena Nykvista, chyba najwiekszego dziela tego rezysera, jego „zwyciestwa nad cisza”.
Ale mowa jest o Mistrzu Wajdzie, przeto ad multos annos.!
29 września o godz. 1:40 1115
Czekam na ten Film. Andrzej Wajda to – znaczy, ze trzeba bedzie myslec w kinie. JB.
29 września o godz. 8:26 1116
Mnie w licznych informacjach na temat wystawienia filmu „Powidoki” jako kandydata do Oskara najbardziej brakuje wytłumaczenia, dlaczego nie zostaje wystawiony film, który w Gdyni wygrał („Ostatnia rodzina”), bądź narobił pozytywnego zamieszania („Wołyń”). Czy „Powidoki” startowały w konkursie w Gdyni? Na jakich zasadach dobiera się film jako polskiego kandydata do Oskara i jaka jest mierzalna skuteczność tej metody – tj. ile filmów wybranych w ten sposób awansowało dalej, do krótkiej listy? Może warto wystawiać filmy już sprawdzone przed międzynarodową czy przynajmniej krajową publicznością festiwalową i jury krytyków?
Mistrza Wajdę oczywiście szanujmy, ale pytanie: kiedy warto powiedzieć – dziękujemy za całokształt i dajmy wolną drogę innym? Na liście polskich kandydatów do Oskara nie widzę żadnego filmu np. Krzysztofa Krauze. Widzę za to 10 razy Wajdę (i żadnej wygranej).
30 września o godz. 18:36 1119
Kandydatem o Oskara powinien być tylko taki film, którego forma , czyli konwencja przekazu jest odkrywcza , profesjonalna i nadaje trzeci wymiar opowiadaniu zapisanemu w scenariuszu, a nie nie może nim być propaganda ideologiczna. Czy film o Strzemińskim spełnia te kretyria?