WIDZIMISIE - blog Zdzisława Pietrasika WIDZIMISIE - blog Zdzisława Pietrasika WIDZIMISIE - blog Zdzisława Pietrasika

31.10.2016
poniedziałek

Córka Polka

31 października 2016, poniedziałek,

Wchodzę do szpitalnego bufetu. Zajęte trzy stoliki. Przy każdym matka z córką. A gdzie wspaniali synowie?

Synowie są zapewne w pracy. Mają więc niepodważalne alibi. Jak to zatem robią córki, że jednak potrafią w ciągu dnia parę godzin poświęcić chorym, starym matkom? Ich tajemnica.

Oczywiście, to tylko przypadkowa obserwacja. Ale podobne sytuacje spotykam coraz częściej. Mam zaś doświadczenia z niejednego szpitala, w dwóch różnych miastach. Nie potrafię powiedzieć, czy to nowe zjawisko, nie mam bowiem porównań, ale intuicja mi podpowiada, że chyba to jednak znak nowych czasów.

Po pierwsze, nie trzeba znać statystyki, aby zauważyć, że kobiety żyją w Polsce dłużej. (Proszę wsiąść do warszawskiego tramwaju poza porannym szczytem, prawie same emerytki). Co nie znaczy, że na szpitalnych korytarzach nie widać starych mężczyzn, owszem są, ale jest ich zdecydowanie mniej i chyba mniej rzucają się w oczy. Chowają się w sobie, jakby już nie chcieli być widoczni. Krajobraz szpitalnych korytarzy, od rejestracji poczynając, na poradniach kończąc, to przede wszystkim tłum starych kobiet. Właśnie tłum. Kolejni ministrowie obiecują reformy, z których jednak nic dobrego dla chorych nie wynika. Ma rację pan Kalita, były rzecznik SLD, że każdy minister powinien zacząć urzędowanie od pobytu w szpitalu. Może nawet przed objęciem resortu powinien na parę dni położyć się anonimowo na oddziale, ale to chyba zbyt daleko idące oczekiwania.

Jak to zatem się dzieje, że mimo wszystko system działa? Zasługi wspaniałych lekarzy i oddanych pielęgniarek są nie do przecenienia. To jednak nie wystarczyłoby, gdyby nie zaangażowanie rodzin. Nie przypadkiem w większości szpitali praktycznie przestały obowiązywać godziny odwiedzin. Można przyjść o dowolnej porze. To rozsądne rozwiązanie: rodzina dogląda i dokarmia chorego, czyli w pewien sposób wyręcza szpital. Obserwowałem kiedyś z bliska żonę, która w porze południowej przynosiła mężowi pełnowymiarowy obiad, z deserem i kompotem, i wszystkie te wiktuały rozkładała na obrusie. Bywają ofiarne żony, mężowie też się starają, czasem wpadają synowie zajęci robieniem karier, lecz to córki sprawdzają się najpełniej w roli troskliwych opiekunek.

Przechodzę czasem obok nich, widzę, że bywają zmęczone. Zapewne musiały zrezygnować z jakiejś części swojej wolności, oddać czas matce, która bywa bezradna jak dziecko. One poruszają się w szpitalnej rzeczywistości o wiele pewniej. Taką przynajmniej odgrywają rolę. Zdarza się przecież, że same też już nie są młode.

Mamy w polszczyźnie piękny, historycznie uświęcony zwrot „matka Polka”. O której zresztą najczęściej pisali synowie, przypomnijmy choćby naszych romantycznych poetów, Słowackiego czy Mickiewicza („O matko Polko! Gdy u syna twego. W źrenicach błyszczy geniuszu świetność…”). Z dobrych wzorów korzystał Tadeusz Różewicz, wydając przejmujący tom „Matka odchodzi”. Córki są bardziej oszczędne w słowach, pewnie dlatego zostały pominięte. Nawet w polskim filmie, który przecież relacjom rodzinnym poświęcił sporo tytułów. Można wspomnieć takie kawałki jak „Matka swojej matki” z Joanną Żółkowską, Krystyną Jandą i jej córką Marią Seweryn, ale to nie jest najbardziej liczący się film w dorobku reżyserskim Roberta Glińskiego.

Jest ponoć na YouTube kanał poświęcony relacjom matki i córki, cieszący się coraz większym powodzeniem. Ale to za mało. Córki Polki czekają wciąż na poemat, który im się należy.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 6

Dodaj komentarz »
  1. Jako syn opiekowałem się moją przedwcześnie schorowaną mamą. Chodziłem do szpitala onkologicznego i było mnóstwo młodych kobiet lub w średnim wieku. Faceci rzadko kiedy potrafili sprostać wyzwaniu, przychodziło ich niewielu. Ja starałem się wykonywać swoją powinność jak najlepiej i siedziałem z mamą, ale czasem musiałem być głównym ośrodkiem towarzyskim dla całej sali. Mam takie wrażenie, że ogólnie kobiety lubią towarzystwo mężczyzn. Bardzo często te panie specjalnie się malowały, przywdziewały ładniejsze szlafroki, nie miałem wrażenia by moja obecność krępowała. Musiałem produkować hektolitry soku buraczanego, bo po onkologii chodzą różne mody „jak zabijać raka w naturalny sposób” a nie chciałem nikogo wykluczać z tej „terapii” Większość tych kobiet cierpiała nie tylko z bólu, ale i również z faktu zbliżającej się śmierci albo i okaleczonej seksualność, utraty godności. Faceci często nie potrafią temu sprostać, nie przychodzili albo przychodzili rzucali butelkę wody mineralnej ale i czasem nie potrafili nastawić pralki. Była nawet dziewczyna, która jeździła z bardzo daleka ze swoją teściową, która się nią opiekowała. Teściowa siedziała przy łóżku gotowała i spała w swoim samochodzie. W naszej historii mamy jakąś homoseksualną obsesję nad straceńczymi losami i trupami mięsa armatniego a nie widzimy w tym naszych dzielnych kobiet: naszych mam, sióstr, ciotek, które często wtedy kiedy polscy faceci bawili się w wojnę brały na barki brały całą Polskę. Ostatnio na barki wzięły całą Polskę podczas transformacji gospodarczej, ale i nie zapomnijmy że nie przetrwaliśmy zaborów dlatego, że faceci szli na pewną śmierć w nieprzemyślanych powstaniach. To kobiety pilnowały domowego ogniska, kształciły dzieci w elementarnej polszczyźnie, ale i nawet uczestniczyły czynnie w życiu publiczne pomimo strasznych barier jakie im stawiano.

  2. Dobra obserwacja, ale wiele wynosimy z domu. Do szpitala, do chorego, staram się zawsze iść z rodziną. Dotyczy to też pomocy domowej. To samo w wypadku pogrzebu, potem opieki nad grobami. Dzielimy role. Myślę, że to taka praktyczna nauka życia.

  3. Był niedawno taki film, o romantycznym tytule: „Moje córki krowy”. Bardzo realistyczny.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. hm… to raczej dziedzictwo starych czasów. kobiety od zawsze były obciążane pracą opiekuńczą – przez własne rodziny, a także przez państwo, które przerzuca koszty opieki w sferę prywatną. może nawet obiło się Panu o uszy powiedzenie typu: „córkę wychowujesz dla siebie, syna dla świata”.

  6. Synom żony nie pozwalają poświęcać czasu dla matek. Oni muszą wybrać, żona albo matka.

  7. Pisze Pan Zdzisław: Oczywiście, to tylko przypadkowa obserwacja.

    Nic w tym przypadkowego. Taka Polska, a ściślej – jej religia katolicka i kultura katolicka, a innej nie ma: kobieta – matka, córka, wnuczka i cała reszta od tego jest: siedzieć w szpitalu, niańczyć dziecko z ciężkim zespołem Downa, robić w szpitalu za salowe, pomywaczki „panie sprzątające”. Czy kto widział „panów sprzątających”, „panów salowych” ??

    Kto szoruje posadzki kościelne, jak nie kobiety? Widział ktoś „parafialnych szorowaczy posadzek”? Może jakiś krzepki parafianin, wikary, albo nawet proboszcz ? Praca – podobno – nie hańbi, żadna – chyba, że haniebna. I praca „zbliża do boga”.
    Kobiety mają więc dobrze, a nawet za wiele- być tak blisko „Pana” to niesamowite szczęście. Mężczyźni takiego szczęścia nie pragną, ale do nieba chcą za darmo. Bardzo to dziwne.
    Kobieta jest też podnóżkiem Kościoła. Nie tylko w godzinach poza szczytem, ale o każdej godzinie to one zaludniają kościoły nieproporcjonalnie częściej i trwalej niż mężczyźni. Na kobiecie stoi biskup i ma wobec niej nieskończone polecenia, żądania i dobre rady.
    Musi więc kobieta także zapełniać szpitalne korytarze.

    Ale żeb była w tym jakaś czcigodność? To wymuszenie. Sama się do tych najniższych robót nie zgłasza. To mężczyzna i jego biskup ją na posadzce umieścili.

css.php